Było to razu pewnego.

Nie wiem czy to był szpital – nie pamiętam. Tylko żywi się liczą, usłyszałem w radio.

„Umiera się w byle jakim miejscu życia. I dzieje człowieka zawarte między urodzeniem jego a śmiercią wyglądają niekiedy jak nonsens. Któż bowiem jest w możności o każdej chwili przemijającej pamiętać, by mogła ona być na wszelki wypadek jego gestem ostatnim? Śmierć nieraz chwyta człowieka in flagranti, zanim zdążył przedsięwziąć jakiekolwiek środki ostrożności. Najbardziej logiczny plan życia, najściślej wyprowadzona formuła jego wartości rozpada się nagle, gdy ujawniona zostanie ostatnia niewiadoma.(2)”

Z daleka na wejściu, już serdecznie dziękują ci za przybycie. Ich profesjonalizm i uśmiech zmniejsza mój stres. A to tylko dwie drogi, które każą trzymać jedną – w jednej ręce, drugą w drugiej i dziedziniec, na którym stał pomnik: Cudowny Lekarz.

Strefy zamieszkania. Nic, kompletnie nic w tej Polsce, nawet higienicznych toalet. Ale najważniejsze jest to, że częstowali nas słodkimi lizakami, wznosząc ręce ku górze, by już żadna Młoda Polska nie troszczyła się o egzystencję, tak jak jest w przypadku ostatnim, który dzieli życie na dwa stany: o śmierć, które jednocześnie pisze wiersz i aranżuje park, do którego klucz mają tylko Pielęgniarze, o spodniach czystych, jak biel i wyprasowanych w kant, jednocześnie wybawia człowieka od tykania zegara… Szanowne jury znam sny XX wieku i w czyśćcu drewniaki.

Mówią, że kobieta jest jak zegar. Nakręcona chwilą – bije godzinami.
– Ufam oddechom paradoksu.

Można próbować przełamać poczucie, zdając sobie sprawę z pewnych faktów do-biegających na 120 decybeli z kuchni, w której niezniszczona jeszcze nadzieja na obrazach, dalekich od nieskończoności ulatuje wraz z gazem, jak powietrze z pochwy i zainspirować się wewnętrznym krzykiem, najbardziej krytycznego głosu – swojego głosu, kiedy to deszcz, czy śnieg, a może szron, naznacza nową wiosnę bezsensu, przy pomocy sztuki, (daje możliwość wyciszenia i nirwany)? Ale koniec: „najlepszy dzień, jaki kiedykolwiek miałem, był wtedy, kiedy nauczyłem się płakać na zawołanie.(3)”?

Zduszeni między wierzbami, byliśmy jak wiśnie…

Nie mam odwagi już sam zgubić się w korytarzach, gdzie czwórkami szli do Turcji, albo Dubaju (w dosłownie kilka minut) i rozwieść się z kawą, jedyną słodką – brzegiem wytartego łokcia jak u psa… Kochają mnie jeszcze bułaty, jak mówił Mickiewicz – „Ten kraj szczęśliwy … gdzie – po psie płaczą szczerze i dłużej”, matka z ojcem zawiedli, przeliczyłem się, oni nigdy nie zabiorą mnie do kościoła, dadzą szansę sypiając na poddaszu na starcie, ale ja myślę: „świadectwem mądrości człowieka są muzea, biblioteki i wiedza osób wykształconych. Psy mają swą mądrość we krwi!”

Siedziałem na schodach – odsiedziałem trzy semestry patrząc na inne słońce; patrząc na zdjęcia umieszczone poniżej; uzupełnij zdania nazwami zwierząt – tak co dzień miałem czas na około 10 godzin snu, 6 kiedy kazano mi kłaść palec na ustach i dwie o których mowa, to już nie tylko mowa, ale garść przecinków. Reszta wyrwana z życiorysu. Dusi mnie jeans na blat rzucone cztery monety Top Secret, norma – 70 % (4). Dano nam kilka pajęczyn kwadratowych metrów.

Wyprosiłem brata „Babuszkę” z Warszawy czy Żor. Oddech Kussmaula, to pewien stopień doskonałości. Spowiedź nie była uzewnętrznieniem a fałszywym faktem. Pień, to dom mrozu. I zagadka znalezionego – nie kradzionego?

We krwi mający mały promil szczęścia. Mea culpa.

Poza bałaganem związanym z rozlewaniem a zarazem rozwolnieniem krwi na menażki, + dodatkowy bałagan związanych z wrzuceniem różnych zakresów świadczeń do jednej umowy ryczałtowej, podpisałem aneks do umowy o samorodny tomik. Cienkie paznokcie potoczyły się wraz z piłką zachodzącego Słońca. Obarczony pięknem dwu biegunów…

Wstrzymano ruch.

___

1. Zofia Posmysz

2. Zofia Nałkowska

3. Kurt Cobain, The finest day that I’ve ever had Was when I learned to cry on command. (ang.), On a Plain

4. Firma odzieżowa