dzisiaj zaserwuję ci planetę Mars
w całym pyle
wdzięk unosi zbawienie
choć ono dalekosiężne
bunt wśród wedet
uroczyska czarnych dziur w białym swetrze utkanym z nici fal
wiem:
wiem:
jestem niczym – trybikiem
na pasterskiej łące
podcinam kwiaty wedle ich wieku, pozycji i zasług
płaczę na włosy anielskie
z twojej głowy wydostał się chaos
choć miał synów wielu
zamieszkując peryferie zimy
mam:
mam:
usta czynne, oczy skostniałe, dłonie zasłużone
umarła
umarła
tratwa w poezji odnalezione wiertło
wyczekujące kołysanki
od ust
do ust
Lambdy, Lukrecji, Melpomeny
odmierzony nieczynnym spojrzeniem
zmagam się z tytanem
pracy w ramach niezgłębionych
władza:
władza:
logicznie mówi
As ubiega się o elekcję na powierzchni bez atmosfery
mam w sobie eter i temperaturę wrzenia
mam w sobie zero bezwzględne
unieś mnie pogwarze pożądania
ażeby czerń była czernią
a biel – bielą
kaszlę plując coraz dalej
gdy jestestwo umawia się z heliocentryczną rózgą
od:
do:
nieskończonością barwiony stanowię o śnie
ja doskonały
czuję