każdy centymetr ziemi wart jest obrony, zlikwidowani
zanim dorośli, unosi się nad nimi żar! pierwsi
humanistyczni, z walki poroniłaś Warszawo, zakrztusiłaś
śliną. ubrani W, zakochani W, przejęci W.
sztandar męstwa dla potomków Dawida. chleb rzucany
bochnami przez okna, gdzieś tam Baczyński z karabinem
– żołnierska śmierć była dla literatury stratą. daleka
książko, powstałaś po siedemdziesięciu latach – o
jeden dzień za wcześnie, o jeden dzień za późno.
nawet ubrany w dwa, trzy swetry wiem, poeta udaje,
że mówi o pięknie przyrody, urokach miasta – gorąca
godzina z rys na szybie, przyszła rozpacz końca lata
– kochany przekroczyłeś początek, a to już namalowano
portret natury? pragnie nas nocny gwizd i czerep wilka,
który wyjrzał z jamy. podejrzani o księgę w niebie,
propagandowy plakat, w rękach dzieci maskotki
laleczek, kroplą dnia i nocy doszyto kieszenie dla śmiechu,
by ciężar sumienia był nieprzetłumaczalny. oszczędzę
na interpunkcji, aby nie brakło kuli. gwoździe wchodzą
w stopy. usuńmy się Panu Bogu (nawet kochałam się
w kamyku i cieniu) anonim zeznaje, że słońce istnieje…